
W 2020 roku kupiłem tylko jedną płytę. Trochę przez pandemię, bo płyty w ostatnich latach nabywałem zwykle na fali pokoncertowego entuzjazmu. Tym jedynakiem jest album skarżyskiej grupy MIR pt. „2019”, o którym więcej w podsumowaniu albumów (coming soon). Muzyki słuchałem niemal wyłącznie za pośrednictwem Spotify’a, robiąc od czasu do czasu wyjątek na odświętne przekładanie stron winyla, tudzież odkurzanie cedeków, których nie ma jeszcze w streamingach: np. pierwszych Mord, pierwszych Emiterów, czy Ścianek. Żeby nieco zadośćuczynić tej jeździe na gapę planuję zakup kilku ulubionych album z roku ZOZO, choć longplej przestał być moją ulubioną formą obcowania z muzyką. Stały się nią playlisty, które zastępują mi radio. Jedną z nich roboczo nazwałem kanon, i od lat wrzucam tam nagrania, które na dziesięciopunktowej skali podobania się mają u mnie co najmniej osiem albo były kiedyś dla mnie ważne. Czwarty rok z rzędu budowałem też kolekcję złożoną z bieżących premier (z 994 utworów prezentuję poniżej 20). Za główne źródła poznawania nowej muzyki służyły mi playlisty podrzucane co tydzień przez Spotify’a i comiesięczna lista premier Bartka Chacińskiego. Obawiałem się, że w roku, w którym stanęły koncerty, artyści wstrzymają się z wydawaniem płyt, gdyż bez występów ciężko je wypromować , ale ostatecznie było czego słuchać. Pod tym względem rok 2020 nie był zły. Jako że pojedyncza piosenka z przystawki awansowała w mym menu na główne danie, to zacznę od prezentacji ulubionych utworów z 2020 z podziałem na Polskę i świat. W myśl zasady less is more niech będzie po 10.
POLSKA
10. Edyta Bartosiewicz – Cichy zabójca
w temacie globusa histericusa sklejam z panią Edytą piątkę; jak wyjdzie nowa płyta MKL to wyślę jej swoją opowieść na ten temat; tymczasem w „Cichym zabójcy” Bartosiewicz rozcieńcza nerwicową gulę przestrzenią i pogodzona z losem patrzy, jak się ona rozpuszcza; wie, że gula wróci, ale też wie, że ma już na nią sposób, że nie ma co się szarpać
9. Jeszcze – Nocny deszcz
The Dumplings dla tych, co nie przepadają za The Dumplings; nagrania Jeszcze kojarzą się trochę z muzyką Yany Kedriny znanej lepiej jako Kedr Livanskiy; młody rodzinny duet z Grajewa/Białegostoku przemienia nastoletnie emo klimaty w smutne disco; jestem fanem naturalnego głosu Klaudii, czuć w nim samotność i melancholię, bez silenia się i odgrywania ról; wszelkie niedoskonałości i niezręczności dodają Jeszcze uroku; czytałem opinie doradzające im zatrudnienie tekściarza; jeśli to ma być granie od serca, to lepiej rozwijać własny warsztat i język
8. Włodi/88 – NOLOVE (SŁŻ-SŁŻ)
baletowe harficzne klawisze i twarda betonowa stopa w bicie budują klimat osiedlowej baśni; stary wiarus Włodi z bezkompromisowym zacięciem recenzuje życie: najlepsze rzeczy dostałem od kobiet – wers, który niejednego skłoni do podsumowania swoich związków; i tylko niepokoi to skrócenie ksywki Synowskiego producenta; swoją drogą nieźle, że na jutubie możesz obejrzeć ostrą przemoc i patologię, bez wiekowych restrykcji, ale marihuana już tylko dla widzów 18+
7. The Small Town Kids – Jutro
Small Town Kidsi naprawdę potrafią oddać romantyzm, melancholię i neurozę dorastania w małym miasteczku, coś o tym wiem; pomyśleć, że zaczynali od kowerowania Metalliki; dziś jak reszta rówieśników lepią bity i są w tym bezpretensjonalni; na razie jeszcze nie nawijają o szmalu, ćpaniu i dymaniu; Chemik Police ma teraz mocną konkurencję w kategorii najlepszy zespół w mieście (Bitamina też)
6. Król – Głos wewnętrzny
aż zszedłem do kuchni rodziców, gdy usłyszałem w radiu tę piosenkę; wtedy jeszcze wyłączali Trójkę tylko na pewne audycję; dziś już jej nie słuchają; Błażej Król to gorzowski Midas i nawet z wiersza Herberta jest w stanie zrobić chwytliwy utwór; już na etapie pierwszych epek Kawałka Kulki uważałem, że to jeden z najzdolniejszych polskich piosenkopisarzy; cieszę się, że nie przepadł i dziś jest napastnikiem w pierwszej lidze alternatywnego popu; flamboyant player
5. Szpaku & Kubi Producent – Noc Polarna
chyba jedyny realny pod względem zasięgów przebój w tym zestawie; nie będę udawał, że się orientuje w nowym hip-hopie, ale co jakiś czas rzucam uchem w jego kierunku (np. nie polubiłem się z nową płytą schaftera) za to album Szpaka siadł mi najmocniej spośród produkcji popularnych w tym roku emo raperów; Szpaku wypruwa sobie w „Nocy Polarnej” bebechy, mierzy się z demonami i wydaje się ogarniać priorytety; szacun za te wersy: gnębione dzieciaki co się boją dnia w szkole, jak jesteś moim fanem to im pomóż, a nie dojeb
4. Rosalie – Nie mów
mam pytanie do osób słuchających stacji radiowych, czy ta piosenka została przebojem? dobry wałek w czasach potęgi apek randkowych; cała płyta w sam raz na lato; kojarzy mi się z chłodem klimatyzowanych sklepów streatwearowych, odwiedzanych dla wytchnienia w upalny dzień
3. Skubas – Papierowe uszy
nigdy nie byłem fanem Skubasa, za piękny dla mnie, za amerykański, ale ta nowa płyta… no, no, z rozmachem; pieśni po 5-6 minut, nośne melodie, dojrzałe teksty, czasami jak z poradnika psychologicznego dla wielkomiejskich trzydziestolatków w fazie życiowych przewartościowań; „Papierowe uszy są jedną z najlepszych polskich piosenek poświęconych psu i wdzięcznie się rozwijają; jak w końcówce wchodzi gitarka przywołująca echa tańca Zorby, to jestem w siódmym niebie
2. Willa Kosmos – Parki
w 2006 graliby Offsesję u Piotra Stelmacha, a magazyn Pulp dałby im miejsce na okładce; dziś są jednym z niewielu młodych gitarowych zespołów w PL; sława, pieniądze i zainteresowanie rówieśniczek jest raczej w trapach; Willa Kosmos gra wbrew trendom i jest jedynym prawdziwie alternatywnym wykonawcą w tej dziesiątce (ale się mi porobiło); „Parki” przypomniały mi o zespole Ssaki, który też słynął z dziarskich załamań w liniach basowych, trochę noise’u, trochę mathrocka, mocne dwa na dziesięć!
1. Julia Marcell – Czas
gdybym był tak do końca szczery, to pierwsza trójka w tym zestawie należałaby do Julii Marcell; to po jej płytę sięgałem najczęściej (aż wyszła z tego recenzja dla Dwutygodnika) ; „Czas” to nie jest oczywisty singiel ze „Skull Echo”; jest nim „Nostalgia”, która w kraju z moich marzeń byłaby powerplayem czołowych radiostacji, ale to „Czas” zatrzymał dla mnie kilka razy zegary w tym roku; zaczyna skromne pensjonarskie pianino; Julia podaje tekst, jakby uderzała w perkusyjny talerz, śpiewa w kontrze do klawiszowej strugi dźwięków, która płynie coraz intensywniej, by nagle dołączyć do innych instrumentów i zamienić się w majestatyczny wodospad; to, co się zaczyna w pierwszej minucie i trzydziestej drugiej sekundzie (mowa o nagraniu z płyty) przypomina mi wokalne popisy popowych diw lat 90. Mariah Carey, Beata Kozidrak, Whitney Houston, tylko ten teksty jakby nie z popowego przeboju, trafiający w jądro lęków związanych z relacją i przemijaniem: zabierz mi sekundę, a swoją mi oddasz; ja tej piosence w roku 2020 oddałem wiele minut i nie żałuję
ŚWIAT
10. Muzz – Bad Feeling
miniaturka zaśpiewana przez przygaszonego Paula Banksa tak, jakby się miał zaraz rozpłakać, ale jednak trzyma głos w ryzach do końca, to słuchacze mają płakać; ostatni raz tak dobry numer w jego wykonaniu słyszałem na pierwszej płycie Interpola
lubię też tę wersję 🙂
9. The Lemon Twigs – Hell On Wheels
The kids of yesterday have gone, But they left us with their blues… bracia D’Addario (co za gitarowe nazwisko!) godnie niosą w XXI wieku kaganek glamrockowej oświaty, przypominając o takich zespołach jak New York Dolls; cała ich tegoroczna płytka to powiew rock’n’rollowego optymizmu
8. Empara Mi – Shout
chyba zrobiłem się stary i ckliwy, skoro rozczulają mnie takie grubymi nićmi szyte popowe ballady.; irlandzka wokalistka śpiewa o wielkiej toksycznej miłości, której nikomu nie polecam: It feels like heart aches and drum breaks… no właśnie tylko monumentalnego przejścia na perkusji brakuje
7. Thousand — Le rêve du cheval
nieźle, właśnie zrobiłem tysięczne wyświetlenie tej piosence na YouTube; przez sześć miesięcy od wrzucenia niewielu było chętnych na oniryczną jazdę w duchu The War On Drugs, tyle że po francusku; bardzo lubię gdy DJ Random losuje mi „Le rêve du cheval” podczas kierowania autem, nie ma wtedy mowy o wyprzedzaniu, nawołujący z oddali puzon zachęca do skasowaniu punktu docelowego na GPSie i podróży do kresu nocy
6. MPL – Cendres
no i zrobił się francuski kącik… piosenkę wrzucono do sieci w 2019, ale wyszła na płycie w 2020 i w tym roku ją poznałem; Francuzi potrafią w rozedrgane od miłości słówka, w końcu ich kraj jest ojczyzną trubadurów; gdy MPL już osiągają szczyty czułości wjeżdża wesoły mostek niczym cytat z „Łuku Triumfalnego” Remarque’a, żeby nie brać wszystkiego tak poważnie, bo rzadko która sprawa jest przez długi czas poważna
5. Shygirl – Siren
dobra, czas się rozruszać; kandydatka na parkietowego bangiera mogłaby być załączana na singlu do każdego egzemplarza „Ślepnąc od świateł” Żulczyka; Shygirl wyjaśnia zasady mężczyznom, którzy chcą wziąć udział w wielkim wyścigu tego świata: zdobądź pieniądze, zdobądź władzę, wtedy możesz liczyć na specjalną dziewczynę; gdybym był DJ-em, trzymałbym „Siren” w folderze o nazwie „na ratunek gasnącej imprezie”
4. Bob Moses – The Blame
to mógł być hit tegorocznych letnich festiwali; wyobraźcie sobie zachodzące słonce z tyłu dużej sceny i tysiące wyluzowanych ludzi przed nią, przeżywających taneczne uniesienie przy „The Blame”; utwór napędza powtarzający się klawiszowy motyw, który przypomina mi muzykę Ennio Morricone do serialu „Mojżesz”; robi się techenko natchnione Starym Testamentem; wg twórców „The Blame” słuchać najlepiej w pakiecie z „Desire”
3. Cub Sport – Be Your Man
Australijczycy dodali monumentalne przejście na bębnach i przeskoczyli o kilka stopni balladę Empary Mi 😉; w żartach z moją dziewczyną ustaliliśmy, że to będzie nasza piosenka; Tim Nelson poszybował wokalnie wysoko, by z perspektywy spojrzeć na relacyjne góry i doliny; myślę, że niejedna para odnajdzie się w jego tekście, może któraś się przy tej piosence pogodzi
2. Declan McKenna – Be An Astronaut
odpowiedź Londynu na Ralpha Kaminskiego, cudowne dziecko brytyjskiej sceny, które prowadzą popowi bogowie; chciałbym usłyszeć, jak piosenkę „Be An Astronaut” śpiewa Freddie Mercury albo Elton John, albo Bowie, albo McCartney; Declan ma dopiero 21 lat i mam nadzieję, że się dopiero rozpędza
1. Quarter-Life Crisis (feat. Frances Quinlan) – Postcard from Spain
zaskoczka co? A few more years, and then The weight will be replaced; Can you hear that old man running? He won’t make it back; Frances Quinlan śpiewa o nagłym ukłuciu wskazówki zegara podczas wygrzewania się w hiszpańskim słońcu; w roku, w którym śmierć wyjątkowo często gościła na górze witryn portali informacyjnych, wiele osób z pewnością mocniej poczuło przemijanie; ja poczułem; Frances uchwyciła ten niepokój podczas swoich wakacji i przy pomocy dziecięcych chórków spróbowała go na chwilę oswoić; właśnie sobie uświadomiłem, że Julia Marcell śpiewając na podobny temat wylądowała na pierwszym miejscu polskiego zestawienia; może to kwestia PESELU, w lutym skończę 39 lat
a tak było w ubiegłym roku:
